sobota, 12 stycznia 2013

TRUDNE I BOLESNE POCZĄTKI PIĘKNEJ PRZYGODY...PART 2


Pomysłem, zaraziłem kolegę z firmy Łukasza, który podobnie jak ja choruje na cyklozę. Zapadła decyzja o starcie w 3 edycjach. Przy wielkim wsparciu ze strony naszego pracodawcy, za co pragnę serdecznie podziękować. Wykupiliśmy pakiet 3 startów, oraz stroje z firmowym logo SCHIEDEL, dodatkowo kilka części w razie awarii i ze spokojnym sercem mogliśmy przygotowywać się do startu. Nie wiem jak u Łukasza ale u mnie „spalara”,  narastała z każdym dniem. Trenowałem w domu na rowerku stacjonarnym z uporem maniaka.
Podczas jednego z treningów, oberwałem pasek napędowy, co zmusiło mnie do zakupu nowego urządzenia. Z racji tego że sakiewka była pusta, a budżetu domowego staram się nie nadwyrężać swoim hobby, byłem zmuszony rozstać się z moim ukochanym IPhonem, o którego dbałem jak o własne łydki. Ale co zrobić, życie nie rozpieszcza J, a cel uświęca środki. Dlatego też po 3 dniach, Iphone miał nowego właściciela a ja jechałem po swój nowy rowerek do spinningu, który odkupiłem od jednej z firm, której pracownicy nie bardzo byli zainteresowani treningiem, na salce fitness która mieli dostępną J. Przygotowania trwały dalej, 1,5 godziny praktycznie codziennie (wtedy nie byłem zbyt biegły w metodyce treningowej :P). Dodatkowo, basen, sauna, i 2 razy w tygodniu koszykówka. Oczywiście cały czas towarzyszyła mi dieta, której przestrzegałem bardzo skrupulatnie. Oczywiście w miarę możliwości, trenowałem również na rowerze w okolicznych lasach i na szosie. Zbędny balast się pomniejszał, a wydolność stopniowo rosła. Na początku kwietnia, kiedy kurier dostarczył mi kompletny strój startowy, czułem się jak dziecko które na gwiazdkę dostaje swój wymarzony prezent. Przymiarki trwały bez końca :P. W kwietniu moja waga zaczęła przekraczać kolejną granice jaką sobie wyznaczyłem czyli 120kg. Oj dumny już się wtedy byłem. Rodzina i znajomi patrzyli z podziwem, twierdzili że jest już ok i że wystarczy, a ja wiedziałem że to dopiero początek :P. Wiecie jakie to szczęście móc sobie bez problemu kupić jeansy w sklepie ??? Na pytanie jakiego rozmiaru Pan szuka, nie trzeba zalewać się rumieńcem i odpowiadać że najlepiej takiego zbliżonego do namiotu cyrkowego, tylko w jednolitym kolorze J. Nie wspomnę już, że zacząłem na nowo wchodzić w zawiązanych butach J. Ale do rzeczy… Upragniony 15.04.2012 wreszcie nastał. Spakowany do wyjazdu byłem już 2 dni wcześniej J, Rower nasmarowany i czyściutki. Rano spoglądam za okno, jakoś tak szaro i zanosi się na deszcz. Myślę sobie trudno, może sobie nawet padać, w ogóle mi to nie przeszkadza. Po chwili na parkingu pojawia się Golf, z którego wysiadają moi wierni fani J Tata i brat Igor. Przesiadamy się do mojego auta i grzejemy (oczywiście przepisowo J) do Wrocka!!!!! Aura z kilometra na kilometr robi się coraz gorsza, leje jak z cebra, ale na mnie nie robi to wielkiego wrażenia. Dojeżdżamy na miejsce. Naszym oczom ukazuje się morze aut. Szybki telefon do Łukasza. Po chwili się odnajdujemy i szykujemy do startu. Podekscytowanie daje o sobie znać. Humory dopisują, jak zwykle załącza się głupawka. Lawirując między błotem staram się ubrać swój śliczny bialuśki strój. Tak, tak właśnie bialuśki…

 Nie musicie, sobie wyobrażać jak wyglądaliśmy po ukończeniu wyścigu. Wszystko jest na fotkach.






 Zjadam makaron z oliwą, i jedziemy na start. Ustawiamy się w ostatnim sektorze i czekamy na sygnał do startu. Ponad 1000 zawodników na starcie robi wrażenie. Pierwszy raz w życiu brałem udział w czymś podobnym. Spalara osiągnęła maksymalny poziom. Tętno przed startem do dziś mam przed oczami 154 ud/min. Poszło!!! Pierwsze sektory ruszyły J My po jakichś 5 minutach J Trasa nasączona błotem, przypominała te, które możemy obserwować w Belgii lub Holandii podczas zawodów CX. Kręciłem co sił w nogach. Z trasy nie pamiętam zbyt wiele. Pamiętam jak 2 km przed metą minął mnie Michał Kowalczyk z HP Sferis, który właśnie kończył dystans MEGA :P. Za to wjazd na metę pamiętam bardzo dobrze. Kiedy zobaczyłem kolorowe banery i balony, pikawa zadrżała a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Zapomniałem nawet że jestem zmęczony i zjadłem chyba z 3 kg błota. Z prawej strony za banerami stali brat z tatą i bili brawo. Przez moment myślałem że się poryczę ze szczęścia ale stwierdziłem ze przecież „chłopaki nie płaczą” (bzdura) J. Łukasz dojechał 2 minuty wcześniej. Mokrzy i zźębnięci, poszliśmy na makaron i umyć rowery. Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego startu. Moja waga oscylowała wtedy w okolicach 117 kg. Dystans medano ukończyłem na 93 miejscu w kategorii M2…. CDN bo teraz jadę na trening :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz